środa, 21 stycznia 2015

Wszędzie atrakcje

Jak już zobaczyli ci, którzy lubią mnie na Facebooku wczorajszego posta nie było ze względu na mój wieczorny pobyt na komendzie policji. Nie będę opowiadać całej historii, ale powiem Wam jedno - uważajcie na właścicieli mieszkań, w każdej chwili możesz wejść do swojego wynajętego pokoju i zobaczyć, że jest on pusty!


Dzisiejszy dzień zaczął się niestety od bardzo wczesnej pobudki. Moja cudowna uczelnia podzieliła mi jeden wykład na dwie części z przerwą. Nie mam nic przeciwko nim, ale trzy i pół godziny przerwy to trochę dużo... Tak też zwlekłam się z łóżka, żeby iść na 45 minut po czym mieć mnóstwo czasu wolnego. Stwierdziłam, że jeśli wrócę do domu to znajdę mnóstwo innych zajęć i nie zmobilizuję się do nauki. Dlatego też postanowiłam wybrać drugą opcję - pojechać na Rynek, zjeść w końcu jakieś śniadanie oraz się pouczyć. Na całe szczęście udało mi się to, przerobiłam dość sporo materiału. Miałam w planie zacząć czytać jeszcze książkę o historii mediów, którą dziś wypożyczyłam, ale to może potem. Niestety nie byłabym sobą gdybym mogła coś zrobić w spokoju. Przez godzinę czasu Włoch w średnim wieku siedzący przy stoliku obok próbował nawiązać ze mną rozmowę :)



Po tym jak mój mózg zaczął parować już od nadmiaru wiedzy, a wciąż miałam dużo czasu wstąpiłam do Zary na Rynku Głównym rozejrzeć się za kurtką skórzaną. Zszokowała mnie tam ilość przecen, całe dwa piętra ubrań były na wyprzedaży. Gdy zobaczyłam jedne z moich ulubionych koszulek Basic przecenione na 19.90 stwierdziłam, że to okazja i pomaszerowałam do kasy. Szkoda tylko, że były same L i tym samym mam aż za bardzo oversize'owe bluzki.


Potem pomaszerowałam zadowolona z powrotem na uczelnie. Po wykładzie pojechałam na cmentarz z okazji Dnia Babci. Wtedy też mój telefon razem z komunikacją miejską zawiązali umowę przeciwko mnie. Autobus spóźnił się parę dobrych minut, a telefon regularnie dzisiaj przy 22% baterii wyłączał się i twierdził, że jest rozładowany (może po prostu usłyszał jak mówiłam, że chcę go sprzedać...). Jakoś udało mi się dojechać. Biegiem wpadłam do Lewiatana kupić parę rzeczy i już byłam w domu. Mój brzuch dziś na obiad zapragnął pierogów. Dzięki tym z truskawkami poczułam się prawie jak w lecie. Dopóki nie wyjrzałam przez okno.


Dalsza część dnia zleciała mi na sprzątaniu, przeglądaniu notatek i spaniu. Ten wieczór na szczęście zapowiada się spokojnie, nie to co poprzedni :) A oto to co teraz robię, wybieram co by tu zjeść (całe życie z jedzeniem...). Nie będzie dziś zdrowo, ale za to będzie smacznie!


Plus pierwszy raz dostałam miły prezent za użyczanie swoich notatek. Oby więcej takich gestów :)



2 komentarze:

  1. Po raz kolejny z dużą przyjemnością tutaj zaglądam! Wprowadzasz do bloga, bardzo miłą i przyjazną atmosferę! Świetny post! I zdecydowanie czekam na więcej! Pozdrawiam ♥

    http://nicoolblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe zdjęcia i opis :)

    little-jay999.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń