piątek, 23 stycznia 2015

Godzina zero

Najgorsze dwa tygodnie semestru nadchodzą wielkimi krokami. Nauka do sesji (a raczej jej próba) pochłaniają 90% czasu. Dlatego też wczoraj po skończeniu zadań i zjedzeniu kolacji od razu położyłam się do łóżka. Było to pewnie dlatego, że poprzedni dzień był dniem bardzo intensywnym. Nie zabrakło w nim pobytu na uczelni, jedzenia, ale także nietypowych przygód. Przy tej okazji chciałam pozdrowić dżentelmenów, którzy nie otworzyli nawet oczu gdy usłyszeli prośbę, aby pomogli w zniesieniu biurka z drugiego piętra. To nic - dobrze, że kobiety są nieustraszone! Wczorajszy obiad nie należał do typowo studenckich. Zdecydowaliśmy się wypróbować słynnych steków z Ed Reda. Były warte każdej wydanej na nie złotówki. Jeden kawałek mięsa zamówiliśmy z domowymi frytkami (które były przepyszne!), a drugi z ziemniakami z bodajże kwaśną śmietaną. Nie próbowałam ich, ale słyszałam, że także były wyborne. 


W ostatnich dniach mój indeks zapełnił się pierwszą oceną! Nie jest to może zbytnio ekscytujące, lecz jest po prostu nowe. Mam nadzieję, że każdy wpis będzie coraz lepszy (oby...)


Dawno nie byłam tak nierozgarnięta jak dzisiejszego poranka. Zaplanowałam pójście na basen na 9:45, a następnie powrót do domu. Zajęcia odpuszczałam. Wstałam przed dziewiątą, stwierdziłam, że pół godziny wystarczy mi na dojazd. Oczywiście poświęciłam na to jeszcze mniej czasu. Udało mi się jednak zdążyć - głupi ma zawsze szczęście :) Obym za tydzień nie zapomniała wpisać zaliczenia z basenu do indeksu, bo moje super-hiper-mega regularne chodzenie na nic się nie zda! Lubię te dni kiedy nie muszę wyglądać jak człowiek, mogę odpuścić uczesane włosy czy pomalowane oczy, a sportowe legginsy i wyciągnięty sweter zastępują miejsce staranie wyprasowanych ubrań.


Po godzinie spędzonej w wodzie pojechałam na małe zakupy spożywcze. Kolejne godziny spędziłam na bezczynnym wpatrywaniu się w ścianę, jedzeniu, leżeniu, siedzeniu, otwieraniu notatek, kalendarza. Są to tzw. chwile zwątpienia. Wiesz, że musisz zdać wszystkie egzaminy (bo tak by było najlepiej), a zamiast się uczyć myślisz o tym co zrobisz jak już będzie po wszystkim. Typowy student. Na szczęście nikt ani nic nie rozumie tak dobrze jak czekolada. Ona zawsze wspiera.


Z trwogą kartkowałam oraz uzupełniałam swój kalendarz. Ten weekend będzie miał niewiele wspólnego z odpoczynkiem. W poniedziałek egzamin, tak samo jak w środę i czwartek. Na szczęście to tylko zerówki, natomiast 2. lutego główną rolę zagra filozofia. Przysięgam tutaj, w Internecie, że jeżeli dostanę w pierwszym terminie 3.0 to będę najszczęśliwszą osobą na świecie (myślę, że z podobnego założenia wychodzi reszta mojego kierunku)!


Dopiero godzina 21. Myślę, że jest to dobry czas, aby zająć się historią, która idzie na pierwszy ogień, a potem bez wyrzutów sumienia iść spać. Weekend nie może być tylko czasem nauki, muszę znaleźć też chwilę na spanie, bo gdy tylko spojrzę na plan zajęć tyczący się przyszłego tygodnia to już oczami wyobraźni widzę te podkrążone oczy i usypianie na każdym wykładzie. Natomiast mój pies wiedzie sobie beztroskie, senne życie karmą i psimi ciasteczkami płynące. Nic tylko zazdrościć! 




2 komentarze:

  1. Powodzenia na sesji, ale zaraz po niej są ferie, a do następnej takiej nauki kolejne pół roku ;)

    Zapraszam do mnie
    http://kasiakoniakowska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią poczytałam pare postów "z życia studenta" :D
    Widać od razu, że studentka dziennikarstwa, bo bardzo ciekawie piszesz ;)

    Obserwuję ;)
    martuskape.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń