sobota, 21 lutego 2015

Za górami za lasami

Tak jak wspominałam (i domyślałam się) wcześniej, zaplanowany trzydniowy wyjazd do Wrocławia nie wypalił. Dlatego też wylądowaliśmy na końcu świata, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Ukrainą, w środku Bieszczad, we wsi, od której najbliższe miasto oddalone jest o niecałą godzinę drogi. Gdy tam powracam tylko jedno jest pewne - że wrócę kilka kilogramów cięższa. Tym razem nadarzyła się okazja do świętowania. Moja najcudowniejsza na świecie chrześnica skończyła wczoraj 3 latka!


Moja mama jest osobą, która bardzo długo nie mogła się przekonać do sushi. Pamiętam widok jej grymasu na twarzy gdy kolejny raz prosiłam ją, abyśmy poszły na obiad do japońskiej restauracji. Teraz już nie mam takiego problemu, po kilku latach to od niej samej wychodzi ta inicjatywa. Również parę miesięcy temu postanowiła sama spróbować odtworzyć je w domu. Robi to tak dobrze, że również z okazji urodzin Emilki postawiła na odrobinę egzotyki. Wystarczyło parę godzin i poniższe talerze były puste. Nie ma nic lepszego niż urozmaicenie zwykłego schabowego :)


Pogoda sprzyjała wdychaniu świeżego powietrza. Była to miła odmiana, tym bardziej, że w Krakowie ostatnio smog nie daje za wygraną. Niestety mimo wszystko w powietrzu czuło się, że jest się w górach oraz że to jeszcze nie wiosna, a dopiero luty. Na zdjęciu poniżej widać jeszcze ostatni śnieg. Szczerze mówiąc myślałam, że będzie go trochę więcej. Lubię ciepło, ale bardzo chętnie wróciłabym do dzieciństwa i pojeździła na workach ze słomą. Nie wiem czy kiedyś próbowaliście, ale jest to zupełnie inna (lepsza!) bajka niż jeżdżenie na o wiele bardziej popularnym jabłuszku czy też sankach.


Po trzech dniach leżenia na kanapie, bawienia się z dziećmi oraz jedzenia, jedzenia i jeszcze raz jedzenia niestety trzeba było wracać do rzeczywistości. Dni wolne nie będą się ciągnąć w nieskończoność. Z drugiej strony też nie jestem przystosowana do takiego życia na dłuższą metę, jestem przyzwyczajona do miast, mnóstwa możliwości oraz ludzi. Jednak jedno jest pewne - teraz przede mną kolejne długie tygodnie (albo nawet i miesiące) tęsknoty za tym małym szkrabem ze zdjęć - za jego humorami, napadami płaczu i najsłodszym uśmiechem na świecie. Kraków natomiast zaskoczył nas dzisiaj świetną pogodą. Bezchmurne niebo oraz kilkanaście stopni na termometrze to to na co czekałam przez całą zimę. Mam ogromną nadzieję, że już nie zaskoczy mnie śnieg i teraz z dnia na dzień będzie coraz cieplej. Nie mogę doczekać się już odłożenia na dno szafy płaszczy oraz szalików. Niby coś tak błahego, a od razu człowiek się będzie lepiej czuł! 


Po raz kolejny zachęcam do polubienia mnie tutaj, zadawania pytań tutaj, odwiedzenia mnie tutaj oraz obserwowania tutaj :)



4 komentarze:

  1. Torcik piękny , ale ja wpraszam się na sushi !
    http://www.khatstyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że kotś jest fanką Peppy :)

    OdpowiedzUsuń