Pogoda w dalszym ciągu zaspokaja moje wymagania. Wreszcie pożegnałam zimowe kurtki oraz wyjęłam z szafy wiosenny płaszcz, w którym mogę poczuć się co najmniej jak adwokat lub siostra zakonna. Nie chcę chwalić dnia przed zachodem Słońca, ale moje postanowienie z poprzedniego posta na razie trzyma się bardzo dobrze. Udało mi się wykrzesać z siebie na tyle energii, żeby wykupić karnet na siłownię. Ba, nawet zawitałam tam cztery razy. Cieszyłam się jak z moich spalonych kalorii i kilkukilometrowych biegów dopóki wczoraj w tramwaju nie przeczytałam o ponad dziewięćdziesięcioletniej, która pielgrzymując pieszo pokonała 1200 kilometrów. Stwierdziłam wtedy, że chyba ze mną jest dość słabo. Mój #fit styl życia porzuciłam jednak ostatnio z okazji urodzin mojego kolegi z uczelni. Jednak gdy tak o tym myślę to przecież w sumie mogę podciągnąć taniec pod aktywność fizyczną... Jedno jest natomiast pewne. Dzisiaj nie będzie żadnej siłowni, czas na umycie okien.
Ostatnio zaczęłam dostrzegać jak dziwną osobą jestem. Nie chcę określać siebie jako zwariowanej, bo mam wrażenie, że każdy tak teraz o sobie myśli. Postanowiłam jednak poruszyć ten temat tutaj i opowiedzieć o paru rzeczach, które wywołują zdziwienie na twarzy znajomych gdy się o tym dowiadują. Zapewne osoby, które mnie znają nie znajdą tutaj niczego nowego, ale może jest jakaś garstka ludzi, których może nie koniecznie to zainteresuje, ale chociaż rozbawi.
1. ZAWSZE BĘDĘ ZA MŁODA
Zaczęłam chodzić do szkoły w wieku sześciu lat. Kilkanaście lat temu nikt jeszcze nie myślał o ustawie dotyczącej sześciolatków. Po wielu problemach oraz wizytach u psychologów spełniło się życzenie moich rodziców i zostałam wpisana na listę klasy 1B. Będąc młodszą nigdy nie odczuwałam tej różnicy wieku. Mentalnie od zawsze jestem rocznikiem 95', wręcz paradoksalnie uważam moich rówieśników za mniej dojrzałych. Gdy byłam w drugiej liceum nastał szał osiemnastek, pierwszego legalnego piwa, kursów na prawo jazdy. Czułam się dzieckiem. Dopiero gdy część moich znajomych zdążyła już skończyć 19 lat, tydzień przed maturą, wreszcie osiągnęłam pełnoletność. Od bliskich słyszałam wtedy - "Boże, Trojan ma już osiemnastkę, my naprawdę się starzejemy". Myślałam, że 24. kwietnia 2014 będzie dla mnie końcem utrapień. Wcześniej słyszałam, że wejście gdzieś jest 18+, teraz oczami wyobraźni widzę wszędzie tabliczki 19+. Pociesza mnie tylko jedna myśl, że kiedyś to wszyscy będą za starzy, a ja wciąż będę młoda :)
2. KETCHUP? TAK. CHLEB? NIE.
Zapewne każdy ma jakieś dziwne nawyki żywieniowe. Ja także. Myślę, że gdy napiszę, że nienawidzę (naprawdę, całym sercem) wątróbki to nikogo to nie zdziwi. Grono takich osób jest dość spore. Jednak gdy zacznę mówić, że ze szpinakiem także się nie lubię, ludzie zaczynają powoli wytrzeszczać oczy. Nienawiść do niego odbija się niestety na moim zdrowiu - jak powszechnie wiadomo szpinak jest ogromnym dostarczycielem żelaza do organizmu. Dopiero ostatnio, po kilkunastu latach postanowiłam się przełamać. Aktualnie przemycam go miksując z owocami, a mój organizm mi za to dziękuje. Jednak miłością nazwać tego nie mogę. Przechodząc do rzeczy nieco dziwniejszych, ba, nawet wręcz zastanawiających - nie jestem zwolenniczką chleba. Moja awersja do niego jest tak duża, że gdy byłam mniejsza to moja mama, abym go trochę zjadła, przemycała mi go w jajecznicy (okej, dalej czasami to robi…). Natomiast ketchup? Potrafię go dodać do wszystkiego. Gdy dostaję na obiad gołąbka, nie dość, że rezygnuję z kapusty, to dodaję do niego solidną ilość ketchupu w wyniku czego powstaje papka. Nie wygląda to jak z MasterChefa, ale za to jak moje kubki smakowe to uwielbiają!
3. POTENCJALNE ZAKUPY
Jestem wręcz uzależniona od przeglądania przeróżnych stron internetowych z ubraniami oraz zapisywania ich z przekonaniem "kiedyś to kupię". Oczywiście 99% tych rzeczy nigdy nie zobaczy mojej szafy. Nawet gdy są już na obłędnej przecenie znajdę jakiś argument przeciw i powstrzymam się od ich zakupu. Natomiast następnie stwierdzę, że jednak muszę to mieć gdy już widnieje na stronie sklepu napis out of stock. Gdy mam chwilę czasu i nie gram w The Sims 4 to mam otwarte milion kart z coraz to dziwniejszymi ubraniami. Lecz paradoksalnie o wiele bardziej wolę kupić coś po prostu w galerii handlowej. Taki też jest mój najczęstszy argument przeciwko zamówieniu czegoś z Internetu - "za kwotę przesyłki mogę mieć jedną bluzkę więcej". Kobiety…
Lista rzeczy, które robię "dziwnie" ciągnie się w nieskończoność, natomiast mój czas wolny pomału dobiega końca. Mimo że bardzo nie chcę muszę podnieść swoje cztery litery, wyjść na zewnątrz i załatwić (jak zwykle na ostatnią chwilę) pieczątkę do legitymacji studenckiej.